W opolskiej strefie ekonomicznej ma powstać pierwsza fabryka, warta około 100 milionów złotych.
Francusko-belgijski inwestor chce kupić 6 hektarów ziemi, a dziś radni wyrazili zgodę na sprzedaż gruntu. Nie będzie to pierwszy, ale na pewno największy do tej pory inwestor w strefie. Co ważne, na pustych polach pojawi się również niemiecka firma z branży automatyki przemysłowej, która już jest w trakcie kupowania pierwszych 2 hektarów.
Urzędnicy nie mówią już, że grunt w Opolu jest za drogi, a płace w stolicy województwa za wysokie i zniechęcają potencjalnych inwestorów. Dobrze, że przestano szukać takich wymówek.
Choć ewidentnie w strefie drgnęło, to problemów do rozwiązania jest sporo. Inwestorów, którzy do tej pory pojawili się w Opolu, wcale nie przyprowadzili tutaj przedstawiciele Wałbrzyskiej Strefy Ekonomicznej, formalnie zarządzającej terenami przy ulicy Północnej. Dlaczego? Już czas, aby ktoś w ratuszu spróbował na to pytanie odpowiedzieć.
Problemem strefy są także pozostali właściciele gruntów, czyli siostry zakonne z Warszawy (to ewenement na skalę ogólnopolską), a także Agencja Nieruchomości Rolnych. Nieprzypadkowo o chętnych na te grunty nie słychać.
Cieszmy się więc z pierwszych jaskółek, ale nad tym, aby przyszła wiosna, trzeba jeszcze bardzo mocno popracować.